Tech.BiznesINFO.pl > Nauka i kosmos > Dziura ozonowa jest największa od 23 lat. Dlaczego tym razem nie jest to powód do obaw?
Maciej Olanicki
Maciej Olanicki 06.10.2023 21:33

Dziura ozonowa jest największa od 23 lat. Dlaczego tym razem nie jest to powód do obaw?

None
OLIVIER MORIN/AFP/East News

Dla wielu pierwszy ważny kontakt z informacjami o negatywnym wpływie ludzkiej działalności na naszą planetę miał miejsce około 1985 roku. Wówczas odkryto, że warstwa ozonu wokół Ziemi jest dziurawa. Dziś dowiadujemy się, że dziura znów ma niemal rekordową wielkość, ale akurat to wcale nie oznacza, że mamy powody do nowych obaw.

Do czego nam warstwa ozonowa?

Ozon to występujący naturalnie w przyrodzie gaz, który utrzymuje się w stratosferze. Jest on niezwykle ważny dla życia na Ziemi za sprawą swojej charakterystycznej właściwości – powstaje między innymi w wyniku kontaktu promieniowania ultrafioletowego z tlenem i w pochłania je, chroniąc życie na powierzchni przed szkodliwymi skutkami promieniowania słonecznego.

Warstwa ozonowa chroni nas konkretnie przed wariantem UVC promieniowania, czyli tzw. nadfioletu dalekiego, który ze wszystkich zakresów UV ma najwięcej energii i jest szczególnie groźny. Dziś UVC występuje na Ziemi przede wszystkim w wyniku działalności ludzkiej – stosuje się między innymi w celach dezynfekcji. Gdyby jednak nie warstwa ozonowa pochłaniająca UVC, na Ziemi wyginęłoby życie – łącznie z bakteriami i wirusami. Nasza planeta zostałaby zdezynfekowana z życia.

Badania: offsety węglowe to fikcja. Zaskakujące wnioski naukowców

Skąd się wzięła dziura ozonowa?

A jednak człowiekowi udało się uszkodzić naszą naturalną przyjaciółkę. W latach 70. XX wieku w lodówkach czy aerozolach zaczęto bowiem wykorzystywać związki nazywane chlorofluorowęglowodorami (HCFC) zaliczanymi do grupy freonów, które sprawdzały się świetnie jako chłodziwa, czynniki chłodnicze. Masowe wykorzystanie freonu wszędzie tam, gdzie człowiek musiał coś schłodzić, doprowadziło do tego, że HCFC zaczęły gromadzić w atmosferze.

Następnie ozon powstały w wyniku zetknięcia się promieniowania z tlenem występującym w ziemskiej atmosferze zaczął się rozpadać w kontakcie z chlorem pochodzącym z HCFC. W 1985 roku zaobserwowano, że nad Antarktydą ozonu właściwie już nie ma. Dopiero po latach połączono to z wykorzystaniem freonem, zaprzestano stosować go na dotychczasową skalę przemyśle, przez co nad zjawiskiem powiększania dziury ozonowej udało się zapanować.

Rekordowa dziura ozonowa nad Antarktydą

Tymczasem Europejska Agencja Kosmiczna ogłosiła, że należąca do niej satelita Copernicus Sentinel-5P 16 września zaobserwowała, że dziura ozonowa ma wielkość 26 mln km², czyli raptem 4 mln mniej niż powierzchnia całego kontynentu afrykańskiego. Jest to największa powierzchnia dziury od roku od 23 lat. W roku milenijnym wielkość dziury wyniosła jednak niewiele więcej – 28 mln km².

Dlaczego więc nie należy się tym przejmować? Przede wszystkim, gdy w 1985 roku dostrzeżono dziurę po raz pierwszy, jej rozmiar gwałtownie rósł, dziś jest on pod większą kontrolą. Mimo to wpływ mają na niego czynniki sezonowe, głównie temperatura i wiatr. Sam fakt, że swoją rekordową wielkość dziura ozonowa miała niemal ćwierć wieku temu, jest powodem, by uspokajać nastroje, niż wzbudzać panikę. Mimo tego, że dziura jest tej jesieni wyjątkowo duża, to i tak w perspektywie wieloletniej się kurczy.

Ponadto ESA wskazuje, że znaczący wpływ na wielkość dziury ozonowej mogła mieć styczniowa erupcja wulkanu Hunga Tonga na Oceanie Spokojnym. W jej wyniku zarejestrowano najpotężniejszą burzę w historii pomiarów – składało się na to 2600 wyładowań na minutę. Emisja ogromnych ilości wody do atmosfery mogła mieć wpływ na formowanie się polarnych chmur stratosferycznych (tych samych, z którymi w latach 70.-80. łączyły się freony), co doprowadzić mogło do zmniejszenia warstwy ozonowej. 

Czy zatem można iść spokojnie spać?

Choć tym razem na wieść o wyjątkowo dużej dziurze ozonowej nie ma powodów do większych obaw, to jednocześnie nie ma też powodów, by zachowywać choćby pozory spokoju. Dziś to nie freony i ich wpływ na dziurę ozonową jest największym zagrożeniem. Tam problemem był ich wysoki tzw. potencjał tworzenia efektu cieplarnianego (GWP). Dziś do czynienia mamy z czymś znacznie groźniejszym już nie przez wysokie GWP, lecz z uwagi na skalę nadwyżek w atmosferze – z dwutlenkiem węgla. I nie zapowiada się, abyśmy ograniczyli jego emisję w tempie jakkolwiek porównywalnym do tego, jak to było z HCFC.

Tagi: Nauka